Wolontariuszki niezwłocznie pojechały przejąć kicię i zabrać natychmiast do weterynarza. Pierwsze oględziny Cher sugerowały obrażenia spowodowane oparzeniem termicznym bądź chemicznym. Mała kicia albo wylała na siebie jakąś substancję, albo, co gorsza została nią potraktowana przez osoby trzecie...
Pierwsze wizyty weterynaryjne odbywały się codziennie, związane były z oczyszczeniem chirurgicznym rany, wygoleniem futerka z marginesem, tak by można było swobodnie ranę opracować. Niezwykle wymagającą procedurą było oczyszczenie rany z larw i jaj much, które zagnieździły się w ranie kotki. Szczęście w nieszczęściu larwy pomogły naturalnie oczyścić ranę z tkanki martwiczej, zapobiegając znacznemu zakażeniu tkanki.
Wykonaliśmy także kontrolne badania krwi oraz USG jamy brzusznej, które na szczęście wykluczyło ewentualne obrażenia wewnętrzne.
Przed nami kolejne wizyty, po których sami będziemy zmieniać opatrunki co drugi dzień, a raz w tygodniu lekarz będzie kontrolował postęp w gojeniu się rany. Wstępnie wiemy, że leczenie potrwa tygodnie, jeśli nie miesiące... Zaopatrujemy się w niezbędne przybory medyczne, w tym specjalistyczne opatrunki, które są potrzebne, aby pobudzić ziarninowanie tkanki i odbudowę naskórka.
Przy zabiegach i opatrunkach Cher jest niezwykle wdzięczną pacjentką, jakby wiedziała, że będzie już tylko lepiej i już więcej nie stanie się nic złego. Zrobimy wszystko, by kotka wróciła do pełni formy! Ile bólu i cierpienia już doświadczyła, możemy sobie tylko wyobrażać.
Odbyte i przyszłe wizyty ogólne jak i kontrolne (sprawdzanie stanu ran i opatrywanie), specjalistyczne opatrunki, specjalne bandaże, siatki, które wolontariuszka musi zmieniać w domu – to duże koszty, a leczenie małej będzie długotrwałe, ale nie poddamy się! Cher zasługuje na pomoc i dobro, którego jej w życiu zabrakło.
Pomóżcie nam i wspólnie zadbajmy o jej leczenie!