Walczyliśmy o Zygmuntę do końca, ale w końcu stało się jasne, że zwycięzca w tej walce może być tylko jeden: śmierć...
Wątły płomyczek nadziei, który rozbłyskał z każdą poprawą stanu kotki, został gwałtownie zduszony - leki przestały działać, doszło do wylewu w oku. Nie mogliśmy pozwolić, aby cierpiała, więc chociaż serca nam pękały, daliśmy jej odejść... Wierzymy, że teraz biega za Tęczowym Mostem, bez chorób i bólu, szczęśliwa.
Do zobaczenia kiedyś, gdzieś, Zygmusiu!
Jeśli chcesz przeczytać historię Zygmunty, znajdziesz ją na naszym forum.